Czy bardziej opłaca się tradycyjny leasing, czy wynajem długoterminowy, czyli inaczej auto na abonament? Gdy prowadzisz firmę – zazwyczaj tańszy jest leasing. Ale jak głosi ludowa mądrość, to że coś jest najtańsze, nie musi oznaczać, że jest najlepsze. Poniżej opisuję moją własną drogę od leasingu do wynajmu.
W tym tekście nie padnie żadna nazwa firmy leasingowej, ani żadnej marki samochodu. Piszę go nie po to, żeby promować jakąkolwiek firmę i nie po to, żeby chwalić się autem, którego zresztą jeszcze nie mam. Po prostu uznałem, że moje doświadczenia mogą przydać się komuś, kto także stoi przed podobnym wyborem.
Od razu jednak dokonam dwóch zastrzeżeń – prowadzę działalność gospodarczą, a o zmianie auta zacząłem myśleć pod wpływem konkretnych potrzeb (więcej dłuższych tras). Po drugie – to, co jest najlepsze dla mnie, nie musi być najlepsze dla Ciebie.
Wynajem czy leasing – co się bardziej opłaca?
Zacznijmy od tego niemal kanonicznego już pytania internautów – co opłaca się bardziej: leasing czy abonament? Otóż, po pierwsze – to zależy od tego, jak rozumiesz słowo „opłaca się”. A po drugie – zależy od konkretnego samochodu i konkretnej oferty, a wierz mi, że oferty potrafią mocno się od siebie różnić (o tym napiszę w oddzielnym tekście).
Zakładając jednak, że opłacalne oznacza najtańsze, w sensie sumy wszystkich kosztów podzielonych przez okres finansowania i uwzględniających wykup i sprzedaż pojazdu na koniec umowy, zazwyczaj najbardziej opłaca się tradycyjny leasing operacyjny. Zresztą, publikowałem już kalkulacje na ten temat i z moich – wtedy jeszcze bardzo ogólnych wyliczeń – wyszło, że summa summarum leasing wychodzi taniej. Sprawdź tutaj!
Co to oznacza w praktyce? To, że po kilku latach spłacania rat, przy leasingu jesteś np. 10 tys. zł do przodu w porównaniu z wynajmem. Tylko, że jest jeden haczyk. Wcześniej musisz płacić znacznie większe raty. Czyli najpierw „żyłujesz” co miesiąc swoje konto, a po 3, 4 czy 5 latach możesz odetchnąć i jakąś cząstkę tego odebrać sobie po sprzedaży wykupionego samochodu.
Z kolei wynajem (inaczej leasing z opcjonalnym wysokim wykupem) polega na tym, że spłacasz utratę wartości pojazdu (a nie samochód). Czyli – w przypadku wynajmu na 4 lata, spłacasz około połowy ceny auta, po czym albo go zostawiasz firmie leasingowej, albo wykupujesz za gotówkę, albo (co też może być ciekawą opcją, jeśli jesteś z auta zadowolony), bierzesz w dalszy leasing, tym razem już z wykupem na koniec umowy za 1-5%, jako auto używane.
Co jest tańsze? Leasing operacyjny. Co jest lepsze? Dla wielu osób to, co pozwala płacić niższe raty, gdyż na co dzień stanowi mniejsze obciążenie dla budżetu, co w małej a szczególnie mikro-firmie ma prawie zawsze spore znaczenie.
Leasing samochodu używanego czy wynajem nowego?
Nasze wybory nie zawsze są jednak tak proste. Dla mnie wynajem długoterminowy nowego auta nie był alternatywą dla leasingu nowego samochodu. Wiedziałem, że raty związane z leasingiem pojazdu prosto z salonu, a przynajmniej tego konkretnego modelu, na którym mi zależało, przekraczałyby kwotę, którą chciałbym na ten cel co miesiąc przeznaczać.
W związku z tym wyszedłem od zupełnie innego pomysłu. Biorąc pod uwagę, że samochody bardzo tracą na wartości w pierwszych 2-3 latach od zakupu, zacząłem brać pod uwagę leasing auta kilkuletniego.
Obecnie nie ma problemu, aby uzyskać leasing np. na samochód 2-letni i na okres 5 lat. Ważne, aby w momencie kończenia leasingu auto nie miało więcej niż 7-8 lat (choć są też firmy, które dopuszczają starsze egzemplarze). Oczywiście najlepiej, aby było to auto z sieci dealerskiej (np. poleasingowe), najlepiej sprzedawane na fakturę VAT 23% (czyli nie na fakturę komisową).
W przypadku auta, które mnie interesowało, znalezienie takiego samochodu nie stanowiło problemu, w dodatku można było znaleźć oferty, które z salonu wyjechały z opcjonalną 5-letnią gwarancją, czyli załapałbym się jeszcze na ostatnie 2-3 lata.
A co potem? Niestety, samochód 6- lub 7-letni nadal musiałbym serwisować w ASO (lub w innym serwisie zaakceptowanym przez leasingodawcę, czyli jednak w ASO). Oznacza to zarówno konieczność dokonywania w takich miejscach przeglądów serwisowych, jak i napraw – także tych większych, gdyby np. po 6 latach padła turbosprężarka. Do tego przez cały okres leasingu musiałbym korzystać z pełnego pakietu ubezpieczeń. Jeszcze inny minus to wyższe oprocentowanie leasingu auta używanego.
Ale cóż, chcę jeździć konkretnym modelem auta, liczę się z konsekwencjami. Przez kilka miesięcy przeglądałem oferty z ogłoszeń, najfajniejsze egzemplarze dodawałem do ulubionych, a jednocześnie czekałem na zaplanowany już w kalendarzu czas, w którym miałem przejść od planów do czynów.
W międzyczasie zaglądałem także na strony z najmem długoterminowym, ale najpopularniejsze były wtedy oferty z abonamentem na 36 miesięcy, a koszty łączne wydawały mi się zbyt wysokie. Owszem, dawało się znaleźć także oferty na 4 lub 5 lat, ale te wychodziły już horrendalnie drogo, natomiast sami producenci aut długo upierali się, by nie wyjść poza 3 lata finansowania.
Dlaczego wybrałem wynajem długoterminowy?
Aż w końcu coś się zmieniło! Na stronie dealera marki, do której pałałem szczególnym pożądaniem, pojawił się nowy kalkulator, w którym rata przy 48 miesiącach wreszcie nie wyglądała jak z kosmosu. Do tego auto, dla mnie z zupełnie wystarczającym wyposażeniem, było oferowane w cenie o ponad 20% niższej niż samochód z oficjalnego cennika czy konfiguratora. Serce zabiło mocniej. Zacząłem liczyć.
Co wyszło? Okazało się, że płacąc takie same raty, jak za samochód 2- lub 3-letni i decydując się na wpłatę własną w podobnej wysokości, przez 4 lata mogę jeździć nowym autem. Czyli – te same koszty miesięczne (wysokość raty), a samochód prosto z salonu. Niejeden Janusz krzyknie teraz „Hola, hola! Ale w lizingu se wykupisz, a tu panie płacisz, płacisz i na koniec oddajesz”. I oczywiście, masz, Drogi Januszu, rację. To się w ogóle – pod względem czysto finansowym – nie opłaca.
Dochodzimy tu jednak do bardzo drażliwego aspektu – emocjonalnego. Wyobraź to sobie. Możesz przez cztery najbliższe lata jeździć samochodem kilkuletnim (w dodatku modelem starszej generacji) i płacić takie same raty, jak jeżdżąc tym wymarzonym, nowym samochodem według własnej konfiguracji prosto z salonu.
Co będzie dla Ciebie lepsze przez te najbliższe 3-4 lata? Jeżdżenie starszym, płacenie za serwisy używanego auta w ASO, a do tego wyższa marża dla firmy leasingowej? Czy jeżdżenie nowym, na gwarancji, a w tym przypadku akurat z opcją przeglądów okresowych w cenie?
U mnie wygrało nowe auto. Po tym czasie ten 4-letni pojazd będę mógł oddać i wziąć sobie nowe auto w wynajem, ale przecież nikt mi nie zabroni spłacać ten sam samochód dalej. A jeśli podejmę taką decyzję, znajdę się wtedy w podobnym miejscu, jak teraz, gdybym wziął w leasing pojazd 4-letni. Coś się odwlecze, ale w międzyczasie pojeżdżę nowym.
Coś stracę, ale podchodząc do tego bardziej psychologicznie niż finansowo, coś też zyskam. Na ile to coś jest warte i dla kogo – to już kwestia bardzo indywidualna. U mnie jednak – właśnie to coś przeważyło.
Jak wybrać najlepsze finansowanie?
Na tym dziś skończę, choć wcale na tym nie koniec. Kolejna kwestia to wybór finansowania, zakresu usług i co się z tym wiąże, firmy leasingowej. Niestety, nie zawsze opcje dealerskie okazują się najlepsze (właściwie – często są kiepskie). Nie ma też co sugerować się ofertami firm, które proponują konkretne konfiguracje w abonamencie (da się znaleźć perełki, ale rzadko). Lepiej podejść do tematu inaczej, ale…
O tym napiszę w kolejnym tekście. Podpowiem Ci wtedy, co brać pod uwagę, czego szukać i na jakie miny uważać, aby uniknąć – przynajmniej niektórych – kosztownych błędów.
Jeśli masz swoje wnioski, podpowiedzi, sugestie, a szczególnie jeśli sam zdecydowałeś się na wynajem długoterminowy, podpowiedz w komentarzu, na co według Ciebie warto uważać. W ten sposób możesz pomóc wielu osobom, które zapewne będą ten tekst czytały.
— Podoba Ci się ten wpis? —