W ramach uszczelniania systemu podatkowego rząd chce wziąć się za pracodawców zatrudniających pracowników na czarno i na szaro. Czy pracodawcy już nie będą płacić “pod stołem”? Zamiar szczytny, lecz sposób wykonania gorszy.

Ministerstwo Finansów wymyśliło, że jeśli pracownik ujawni fakt otrzymywania zapłaty lub części zapłaty „pod stołem”, nie poniesie żadnych konsekwencji, natomiast zaległe podatki zapłaci pracodawca.

20% wynagrodzeń poza systemem

Dziury budżetowe trzeba łatać, pandemia życia nikomu nie ułatwia i wzmagają się patologie, takie na przykład jak płacenie części pensji “do ręki” (na umowie kwota jest niższa, faktyczna wypłata – wyższa), czy zatrudnianie pracowników na czarno (bez umowy).

Polski Instytut Ekonomiczny oszacował, że właściciele mikrofirm mniej więcej 20% wynagrodzeń płacą bez żadnej dokumentacji, najczęściej “do ręki” osobom, które wykonują dla nich pracę. Na 2018 rok było to 34 mld złotych. A należy przypuszczać, że czasy pandemii raczej nie złagodziły skali tego zjawiska.

Problem jest jednak poważniejszy i dotyczy nie tylko pracodawców. Część pracowników w ogóle nie chce dostawać całego wynagrodzenia legalnie, ponieważ wówczas stracą dodatki socjalne, stanowiące istotną pozycję w budżecie domowym. Jeszcze inni nie chcą płacić większych alimentów, czy też boją się zajęcia wynagrodzenia przez komornika, ZUS czy urząd skarbowy.

W przypadku pracy na czarno, o ile ktoś nie jest zarejestrowany jako bezrobotny, problem pojawia się w przypadku choroby lub wysługi lat do emerytury. Czasem również dotyczy wysokości przyszłego świadczenia. Na pracodawców-oszustów źli są uczciwi przedsiębiorcy, którzy ponoszą wyższe koszty i nie mogą tak tanio sprzedawać usług czy produktów.

Praco na czarno – konsekwencje

Pomysłem rządu na zmianę tej sytuacji jest przeniesienie całego ryzyka operacji „pod stołem” na pracodawcę. Pracownik miałby tylko zadenuncjować szefa.

„Obecnie przepisy sprawiają, że między pracownikiem, który otrzymuje wynagrodzenie pod stołem, a pracodawcą, który takie wynagrodzenie wypłaca, istnieje pewna solidarność. Chodzi o to, że pracownik, który chciałby ujawnić takie wynagrodzenie, musi wykazać taki dochód w zeznaniu, wyliczyć podatek i go zapłacić. W tej sytuacji nie opłaca mu się informować o nieprawidłowościach” – powiedział PAP Aleksander Łożykowski, dyrektor departamentu podatków dochodowych w Ministerstwie Finansów.

Na razie pracownik nie ponosi konsekwencji pracy “na czarno” o ile nie był w tym samym czasie zarejestrowany w urzędzie pracy jako bezrobotny. Gdyby tak było i nie zgłosił faktu zatrudnienia do urzędu, podlega karze grzywny w wysokości 500 złotych i więcej. Oczywiście dodatkowe wynagrodzenie „do ręki” w razie wykrycia wlicza się do dochodu i podlega opodatkowaniu.

W przypadku pracodawców sprawa jest już poważniejsza. Państwowa Inspekcja Pracy może nałożyć na pracodawcę 2.000 złotych kary, gdy kontrola wykaże u niego nieprawidłowości w strukturach zatrudnienia. Jeśli pracodawca nadal działa niezgodnie z prawem i kolejna kontrola wykaże, że zatrudnia pracowników “na czarno”, kara wzrasta do 5.000 złotych.

Państwowa Inspekcja Pracy powiadamia również ZUS o stwierdzonych nieprawidłowościach, a ten może nałożyć na pracodawcę grzywnę w wysokości 5.000 złotych. Ponadto Państwowa Inspekcja Pracy może skierować sprawę do sądu. W tym przypadku sąd może nałożyć na pracodawcę karę grzywny w wysokości nawet 30.000 zł.

Inspektor Państwowej Inspekcji Pracy w przypadku wykrycia nieprawidłowości w zatrudnianiu powiadamia o tym urząd skarbowy. Organ w takich sytuacjach może nałożyć na pracodawcę karę finansową za wykroczenie w wysokości od 260 zł do 52.000 złotych, a w poważniejszych przypadkach za przestępstwo skarbowe grozi kara od ok. 900 zł do nawet 25 milionów złotych. Oprócz tego może też dojść do postępowania w sprawie nieujawnionych źródeł dochodów.

Rząd ma pomysł, aby w przypadku zgłoszenia nieprawidłowości przez pracownika, pracodawca doliczał do przychodów to, co wypłacił “pod stołem”, a oprócz tego płacił podatek równy podatkowi od minimalnego wynagrodzenia. Pracownika konsekwencje by nie dotknęły.

Skuteczne działania

Trzeba jednak dopuścić do głosu rozsądek. O ile walka z nielegalnym zatrudnieniem jest słuszna, o tyle trzeba być realistą. Donos nie zrodzi dla pracownika konsekwencji skarbowych, ale straci on najpewniej źródło utrzymania. Szczególnie w małej firmie nie jest trudno dojść do tego, kto zawiadomił stosowne organy. A nawet jeżeli będzie to firma większa, to pracodawca najpewniej obetnie premie (te dawane „pod stołem”) wszystkim pracownikom.

W końcu osobom, szczególnie tym które są zatrudnione zgodnie z prawem (zatem mają zapewnione zabezpieczenie społeczne), a po prostu część ustalonego wynagrodzeni otrzymują „do ręki”, zupełnie nie będzie opłacało się informować o tym odpowiednich organów. Rodziłoby to dla nich konsekwencje finansowe w postaci utraty dodatkowych świadczeń socjalnych, czy wyższego opodatkowania w następnych miesiącach (pracodawca musiałby wykazać faktyczną wartość wynagrodzenia i od nich opłacać podatki). 

W końcu sporą grupę zatrudnionych na czarno stanowią obcokrajowcy pochodzący z biedniejszych rejonów świata, którzy za otrzymane pieniądze utrzymują nie tylko siebie, ale i rodziny za granicą. Wykazanie dochodu, który w ich krajach może się okazać zaskakująco wysoki i czasem podwójne opodatkowanie nie jest tym, czego pragną najbardziej.

Walka z nielegalnym zatrudnieniem jest konieczna, ale i bardzo trudna. Może warto zacząć od przyjrzenia się kosztom pracy, które są zmorą uczciwych przedsiębiorców? Nie wyeliminuje to oczywiście krętaczy, ale może wpłynąć na ograniczenie procederu, szczególnie w tak trudnych czasach jak obecne.