Czujesz, że już czas na zmiany w Twoim życiu lub w Twoim biznesie? Każdy od czasu do czasu potrzebuje przewartościować swoje cele, dokonać bilansu i zdecydować, czy lepiej kontynuować dotychczasowe działania, czy może zrobić krok w nowym kierunku. Dziś chcę podpowiedzieć, jak możesz się do tego zabrać.
Jestem w trakcie lektury książki „Inspiracje i drogowskazy” Zdzisława Dąbczyńskiego – prezesa firmy Wimed. Mam nadzieję, że nie zdradzę wielkiej tajemnicy jeśli napiszę, że książkę tę otrzymałem po krótkiej wymianie korespondencji z osobą, która szukała sposobu na promocję tej książki. Pozycja ta jest zbiorem luźnych refleksji jej autora na temat biznesu i życia w ogóle, przeplecionych z opisem doświadczeń wyniesionych podczas prowadzenia firmy. I choć wiele w niej ogólników i dobrze mi znanych haseł, które znaleźć można w wielu książkach o charakterze biznesowo-motywacyjnym, być może trafiła do mnie w odpowiednim momencie, ponieważ do czegoś mnie jednak zainspirowała.
Pod jej wpływem zacząłem zastanawiać się, czy mój obecny mały biznes mnie zadowala. W jakim kierunku chcę iść? Czy chcę kontynuować działalność, którą prowadzę obecnie, czy może zmienić jej profil, formę lub w ogóle rzucić to wszystko w cholerę i rozpocząć jakiś całkiem nowy etap w życiu? Próbowałem też zadawać sobie pytania o to, gdzie chcę być za rok czy za pięć lat, ale tym razem żadna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Potrafiłem sformułować wiele pytań, ale na każde z nich udzielałem wygodnej odpowiedzi: „nie wiem”.
Dąbczyński naciskał jednak, żebym nie poprzestawał na myśleniu. Sam to rozumiem, bo i ja w swoich książkach powtarzam, że pomysły, plany, cele, strategie trzeba zapisać na kartce lub w komputerze, a nie międlić w głowie.
Ale jak zapisać coś, co wydaje się pustką?
Odpowiedź przyjdzie sama
Tak naprawdę mam na to swój sposób i właśnie nim chciałbym się z Tobą podzielić. Jeśli Ty także znajdujesz się właśnie w takim miejscu, w którym czujesz, że przydałoby się podjąć jakieś decyzje, ale nie wiesz jakie, przede wszystkim nie naciskaj siebie na znalezienie odpowiedzi. To znaczy: oczekuj, że tę odpowiedź znajdziesz, ale nie żądaj od siebie, by stało się to natychmiast.
Wielokrotnie przekonałem się o tym, że umysł pracuje w tle, jeśli zlecimy mu „pracę domową”. Pracuje podczas snu, pracuje, gdy myślimy o czymś innym, wyciąga wnioski z podsuwanych mu podpowiedzi. I gdy popracuje przez kilka dni i kilka nocy, w końcu sam znajdzie rozwiązanie problemu.
Po pierwsze więc: daj sobie czas.
Osobisty marketing mix
A po drugie? Wspomniana już kartka papieru.
Ale w tej właśnie kolejności, nie odwrotnie. Nie próbuj zapisać odpowiedzi, których jeszcze nie ma. Zadaj sobie ważne pytania i zaczekaj. A gdy zauważasz, że z Twoich myśli wyłania się bezkształtny twór, spróbuj nadać mu formę i uporządkuj ją, przelewając na papier.
Ja zrobiłem to w ten sposób. Przez środek kartki poprowadziłem poziomą i pionową linię, dzieląc przestrzeń na cztery w miarę równe okna. A potem wpisałem w nich tytuły, a właściwie pytania. „Co jest ok?”, „Co nie jest ok?”, „Czego chcę?” oraz „Czego się boję?”. Prawda, że proste?
Dwie kratki od góry dotyczyły stanu obecnego. Pod tymi pytaniami zacząłem wypisywać rzeczy, z których jestem zadowolony, które odpowiadają mi w obecnej sytuacji. Natomiast niżej, pod poziomą linią, spisałem te rozmaite rzeczy, które pozwoliłyby zmienić „nie-ok” na „ok”. Znalazły się tam moje niespełnione aspiracje, cele, to, do czego chciałbym dojść lub co by mnie po prostu ucieszyło oraz, w końcu, obawy, blokady, wątpliwości, które mnie powstrzymują, zniechęcają, sprawiają, że nie spieszę się z dążeniem do realizacji alternatywnych scenariuszy.
Gdy mniej więcej po tygodniu od zadania sobie pierwszych pytań, w końcu uzupełniłem odpowiedzi, poczułem nie tylko ulgę, ale i przypływ energii. Nagle, po długim okresie względnego marazmu, wyznaczyłem sobie nowe cele i uświadomiłem, że chcę kontynuować podążanie w kierunku, od którego niezupełnie świadomie zacząłem się w ostatnich miesiącach oddalać. Uświadomiłem sobie, co naprawdę sprawia mi satysfakcję i co chcę robić jeszcze mocniej i z większym zaangażowaniem.
Ale czy sama świadomość celów wystarczy, by je osiągnąć?
Marzenia kontra rzeczywistość
Zapytam inaczej: czy wiesz, co powoduje, że ludzie nie chcą zapisywać swoich marzeń, czy choćby odległych planów? Myślę, że problemem jest brak poczucia styczności pomiędzy „miejscem, w którym jestem” a „miejscem, w którym chcę być”. Sądzimy, że spisanie naszych celów może mieć sens dopiero wtedy, gdy będziemy już znali gotową receptę na ich osiągnięcie. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
Dopiero wtedy, gdy spiszesz swoje cele, otworzysz w swoim umyśle przegródkę, która zacznie wypełniać się potencjalnymi możliwościami.
Nie licz, że z punktu, w którym jesteś, uda Ci się wyciągnąć jakąś nić, której drugi koniec zawiążesz na swoich marzeniach. Nie, ponieważ ta nić jest po drugiej stronie. Ona jest przywiązana do Twoich marzeń. Trzeba więc najpierw sięgnąć do nich, wyciągnąć z nich sznurek, a następnie dociągnąć do miejsca „tu i teraz” i powiązać z nim.
Mam nadzieję, że ten abstrakcyjny przykład pomoże Ci wyobrazić sobie to, jak postrzegam związek pomiędzy celami a sytuacją obecną. I uwierz mi, wiele celów osiągnąłem w życiu właśnie w taki sposób, często nie wiedząc na początku, od czego w ogóle mógłbym zacząć.
Nie ukrywam, że choć podobny bilans zrobiłem sobie nie po raz pierwszy, tym razem zmobilizowały mnie do tego poniższe słowa. Być może zainspirują więc także Ciebie.
„Może odłożysz tę książkę na jakiś czas i po prostu napiszesz, dla samego siebie, kilka zdań o swoim życiu, do jakiego chętnie będziesz zmierzał? Może to będzie tylko kilka drobnych zdań, aby zobaczyć siebie w przyszłości – kim i gdzie chcesz być? (…) To pierwszy krok, a przecież każda, nawet najdłuższa podróż, zaczyna się od planu, pierwszego dnia, pierwszego etapu, pierwszego kroku.”
No więc? Na co czekasz?