W erze self-publishingu, a wkraczamy w czasy, w których samodzielne wydawanie będzie coraz powszechniejsze, pytanie jak wypromować własną książkę zadaje sobie coraz więcej autorów. Ba, nawet ci pisarze, którzy wydają w tradycyjnych wydawnictwach, mają świadomość, że ich rola nie kończy się w chwili zaakceptowania tekstu w wersji po redakcji i korekcie.

„Statystyczny” autor zaczyna myśleć o marketingu wtedy, gdy książka jest już napisana, a często również wydana. Czy to błąd? Niekoniecznie, o ile jest się już znanym pisarzem, a cały marketing bierze na siebie wydawnictwo. W przypadku self-publishingu może się jednak okazać, że faktycznie jest to błąd, i to bardzo poważny…

Błędy self-publisherów

Kiedy książka jest już wydrukowana, bywa za późno, by można było jeszcze cokolwiek zrobić – i nie ma znaczenia, ile pieniędzy autor będzie gotów wpompować w promocję. Po prostu, przy self-publishingu cały proces trzeba zaplanować dużo wcześniej , a autor musi nie tylko napisać książkę, ale też „odrobić wszystkie lekcje”, które w tradycyjnym systemie należałyby do wydawnictwa.

Błędem jest myślenie, że działania marketingowe związane z książką da się przeprowadzić w zupełnym oderwaniu od konkretnej książki i jej autora. To nie jest tak, że można wziąć „na warsztat” dowolną książkę i przeprowadzając wobec niej dokładnie takie same działania piarowo-marketingowe osiągnąć zawsze identyczne, powtarzalne efekty, np. dwa występy w telewizji śniadaniowej i miejsce w TOP 10 bestsellerów.

Marketingowe „samo sedno” może bardzo pomóc książce z potencjałem, bo musimy wiedzieć, że dziś sam potencjał to za mało. W Polsce ukazuje się rocznie 30 tysięcy tytułów i samo wydanie książki nie wystarczy, by ktokolwiek ją w tym tłoku zauważył – trzeba jej w tym pomóc.

Ale jeśli książka została od początku źle przygotowana lub po prostu, jest nudna, nawet najlepszy PR i marketing nie sprawi, że stanie się bestsellerem. I nie ma to nic wspólnego z doborem właściwych narzędzi promocyjnych.

Zacznijmy więc od początku.

Od czego zależy potencjał marketingowy książki?

Gatunek

Na to, co będzie można z daną książką zrobić w sensie promocyjnym, duży wpływ ma już wybór gatunku. Zdecydowanie nie mamy dziś czasów sprzyjających poezji, ale już w przypadku dobrej prozy, istnieje wiele portali i blogów książkowych, które będą mogły zwrócić uwagę czytelników na konkretną pozycję.  

Warto jednak mieć świadomość, że inne możliwości promocji będziemy mieli w przypadku literatury pięknej (tzw. wysokiej), inne w przypadku romansów, fantastyki czy kryminałów. Każdy gatunek ma swoje media, swoich odbiorców, swoją specyfikę.

Niektórzy autorzy próbują unikać szufladek i tworzyć prozę międzygatunkową, ale prawdę mówiąc to wcale nie ułatwia promocji. Czytelnik, który szuka kryminału, niekoniecznie będzie zainteresowany hybrydą kryminalno-fantastyczną. Jeśli w informacji prasowej lub na okładce napiszemy „to nie jest typowy kryminał”, może się okazać, że książka nie zainteresuje miłośników rasowych kryminałów, ani nawet portali poświęconej literaturze tego typu. W gruncie rzeczy trzymanie się szufladek nie musi być wcale takie złe.

Jeszcze inaczej jest np. z poradnikami – o ile przebicie się z nimi do mediów bywa trudne, o tyle działania typowo reklamowe mogą bardzo ładnie przełożyć się na sprzedaż. Wynika to stąd, że jeśli książka daje szansę rozwiązać konkretny problem czytelnika, łatwiej będzie nakłonić go, by za to rozwiązanie zapłacił. A przynajmniej łatwiej niż wówczas, gdy ma wydać pieniądze w zamian za doznania estetyczne, które obiecuje mu proza.

W tym miejscu mała dygresja. Myślę, że gdyby Michał Szafrański wydał powieść, nie mógłby liczyć na równie wielki sukces w self-publishingu jak wydając “Finansowego Ninja”. Z drugiej strony, trzeba wyraźnie zaznaczyć, że sukces jego publikacji (ok. 56 tys. sprzedanych egzemplarzy – dane z 2.01.2018 r.) nie wynika tylko z wyboru odpowiedniego gatunku, ale z bardzo starannego odrobienia wszystkich lekcji, o których piszę w tym tekście.

Grupa docelowa książki 

Gatunek i tematyka nie mogą być oderwane od ludzi, dla których piszesz. Poważny błąd wielu pisarzy polega na tym, że swoje książki piszą wyłącznie dla siebie, nie przejmując się czytelnikami. To jasne, że powinieneś pisać także dla siebie, bo tylko wtedy będziesz miał dość motywacji, by włożyć w swoje dzieło serce, nadać mu właściwą jakość i doprowadzić projekt do końca. Jednak grupa Twoich odbiorców musi być dużo szersza – na tyle szeroka, by dało się z tego zbioru „zrekrutować” podzbiór płacących klientów.

Temat książki

Zapewne niewielu autorów kierować się będzie kwestiami marketingowymi podczas wyboru gatunku, ale już na etapie wyboru tematu, naprawdę warto to zrobić. Dzięki temu zminimalizujesz ryzyko poświęcenia np. roku czasu na pracę nad czymś, co nikogo nie zainteresuje.

Z marketingowego punktu widzenia dobre tematy są z jednej strony uniwersalne i ponadczasowe (np. walka dobra ze złem), ale z drugiej powinny odnosić się do kwestii obecnych aktualnie w przestrzeni publicznej (obecnie np. różne formy nietolerancji i dyskryminacji, czy też nadużywanie władzy). Nawet jeśli piszesz powieść historyczną, czytelnik powinien znaleźć w niej własne lustro (lub przynajmniej karykaturę swojego sąsiada). Jeśli chcesz napisać na mało modny temat, zastanów się, jak go ubrać, by dało się go pokazać w aktualnym kontekście.

A gdy już znajdziesz ten jeden, najlepszy temat, postaraj się całą istotę książki wyrazić jednym zdaniem. Jeśli nie wiesz, jak się do tego zabrać, możesz przejrzeć np. opisy filmów na Netflixie, ewentualnie opisy seriali w gazetach z programem telewizyjnym. Zauważ, że w dzisiejszym, szybkim świecie, odbiorca o wyborze danego serialu decyduje na podstawie bardzo krótkiego opisu.

Tak samo może być podczas wyboru książki. Dlatego potrzebne jest Ci jednozdaniowe podsumowanie napisane w taki sposób, aby trafić w samo sedno i jeszcze przekonać właściwych odbiorców, by swój czas (i pieniądze) poświęcili właśnie Twojemu utworowi.

Tytuł książki

Drobiazg? Być może. Tytuł jednak także może przyciągać lub odstraszać właściwych odbiorców. Osobiście nie lubię, gdy tytuły są „przekombinowane”, ponieważ mogą sugerować, że autor jest lubującym się w barokowych ozdobnikach grafomanem. Tytuł prosty – zawierający jedno lub dwa słowo, daje dużo większą nadzieję, że mam do czynienia z dobrym tekstem. Finalnie może się okazać, że wcale tak nie jest, jednak w marketingu bardzo ważne jest pierwsze wrażenie.

Inna kwestia – jedna z moich książek nosi tytuł „PRo-MOC-ja”. Niestety, oryginalna pisownia nastręcza problemów, np. wtedy, gdy ktoś prosi w stacjonarnej księgarni o sprawdzenie dostępności książki. Jeśli więc chcesz, by tytuł był długi, zawiły lub bardzo oryginalny, poważnie to przemyśl.

Okładka (grafika)

Czy wiesz, że zdarzyło mi się odmówić promocji książki ze względu na okładkę? Po prostu była tak kiczowata, że wstydziłbym się wysyłać ją redakcjom czy recenzentom. Ale nawet gdybym się przemógł, musiałbym każdemu tłumaczyć, że książka warta jest uwagi pomimo okładki. A więc tak czy inaczej, okładka w tym przypadku była dla książki antyreklamą.

Niestety, to dość częsty problem, że autorzy – osoby myślące słowami – miewają kiepski gust jeśli chodzi o kwestie wizualne. I może nawet samo to nie byłoby problemem, gdyby nie fakt, że gdy książkę wydają samodzielnie, chcą zrobić absolutnie wszystko według własnego pomysłu. Niestety, czasem kończy się to źle.

Kimże ja jestem, aby oceniać czyjś gust? Sam nie jestem przecież grafikiem! Potrafię jednak stwierdzić, kiedy obrazek jest kiczowaty, zbyt dosłowny (symboliczny), czy też zbyt daleko wykraczający poza rynkowe standardy. W kontekście, o którym piszę, wcale nie chodzi o walory artystyczne. 

Z marketingowego punktu widzenia bezpieczniej jest trzymać się konwencji przyjętej dla określonego gatunku. Dzięki temu czytelnik już w pierwszej sekundzie kontaktu z okładką potrafi rozpoznać, czy ma do czynienia np. z thrillerem czy z romansem. Jeśli okładkę w stylu thrillera nadamy romansowi lub odwrotnie, jedynie zdezorientujemy czytelnika. Nie, nie sprawisz w ten sposób, że zatrzyma się dłużej przy tej właśnie książce – przeciwnie, w ogóle nie znajdzie czasu, by zastanawiać się, dlaczego coś mu tu nie pasuje.

Redakcja i korekta

Oczywista oczywistość, a przecież zła sława self-publishingu wzięła się właśnie stąd, że jeszcze kilka lat temu (teraz trochę rzadziej) autorzy zalewali rynek książkami bez jakiejkolwiek redakcji czy nawet podstawowej korekty. Lepiej na tym nie oszczędzać i lepiej, jeśli kto inny zajmuje się redakcją, a kto inny korektą. Im więcej doświadczonych głów zatroszczy się o Twoją książkę, tym lepiej dla Ciebie.

Co to ma wspólnego z marketingiem? Chociażby to, że rażące błędy przełożą się na gorsze recenzje, a zniechęceni czytelnicy nie sięgną po Twoją kolejną książkę.

Autor

Bardzo często chcielibyśmy, aby o sukcesie danego dzieła świadczyła wyłącznie jego jakość. Niestety, tak nie jest i nie będzie. To, kim jest autor danego utworu ma ogromne przełożenie na zainteresowanie jego twórczością. Z tego powodu nikomu nieznany debiutant zawsze będzie miał trudniej niż uznany w określonym środowisku specjalista, gwiazdor telewizji, czy choćby bloger z dużym zasięgiem. Stąd też wynika konieczność dodania jeszcze jednego punktu.

Budowanie publiczności

Dziś każdy pisarz, a już szczególnie autor self-publishingowy, bardzo duży akcent musi postawić na promowanie swojej osoby oraz budowanie publiczności wokół tego, co robi. Dla wielu pisarzy (a nie brakuje przecież wśród nich skrajnych introwertyków i osób nie lubiących się z mediami społecznościowymi) jest to problem. A jednak pewna doza ekshibicjonizmu oraz otwartości wobec swoich czytelników jest wskazana, ponieważ ludzie kupują dziś od tych, których lubią i znają (lub mają wrażenie, że ich znają).

To po prostu kwestia zaufania – ktoś, komu masz sprzedać swoją książkę, musi najpierw zaufać, że otrzyma od Ciebie coś wartościowego. Dobra wiadomość jest taka, że nawet jeśli dziś nikt Cię nie zna, w internecie masz spore szanse odnaleźć swoją publiczność i zbudować społeczność np. wokół profilu książki na Facebooku i/lub wokół bloga. Zła wiadomość – raczej nie da się tego zrobić z dnia na dzień.

Dystrybucja

Gdy potencjalny klient dowie się już o książce i zainteresuje się nią, musi mieć możliwość zakupu. W tradycyjnym systemie wydawniczym książka trafia do hurtowni i księgarni stacjonarnych, przy czym za każdy etap promocji (np. za wystawienie książki przodem do klienta w Empiku) trzeba słono zapłacić. Self-publisherzy mogą skorzystać z pomocy księgarni wyspecjalizowanych w obsłudze małych wydawnictw (np. Motyle Książkowe), małych hurtowni książek lub też próbować osobiście przekonywać do współpracy wybrane księgarnie.

Pytanie tylko, czy taka gra jest warta świeczki? Hurtownie w Polsce żądają prowizji w wysokości ok. 60% okładkowej ceny książki, a bez dodatkowych opłat książka i tak trafi jedynie do katalogów dla księgarzy (bez pewności, że którykolwiek zamówi choćby egzemplarz). Według mnie taki tradycyjny system sprzedaży nie jest atrakcyjny dla self-publishera, który może go potraktować co najwyżej jako dodatkowe wsparcie.

Co więc powinno być priorytetem? Własna strona internetowa – w pewnym sensie strona landingowa. Wszystkie linki dotyczące książki (oraz autora) jakie pojawią się na temat książki w sieci, powinny prowadzić do jednego miejsca. Tym miejscem powinna być witryna internetowa, na której czytelnik otrzyma wyczerpujące informacje, a także zyska możliwość bezpośredniego zamówienia wybranej książki. Bardzo ważne jest także, by strona wzbudzała zaufanie, a to oznacza, że najlepiej, by była czytelna, nowoczesna, responsywna (dostosowana do komórek i tabletów). 

W czasach, kiedy niemal każdy czytelnik ma dostęp do internetu, staroświecki system dystrybucji jest już zupełnie niepotrzebny. Będąc autorami nie potrzebujemy tysięcy księgarń, konserwatywnych wydawców ani pazernych dystrybutorów, aby tworzyć, wydawać oraz promować książki. Nadal jednak potrzebujemy talentu i ciężkiej pracy – być może cięższej niż kiedykolwiek wcześniej, bowiem dziś nowoczesny pisarz musi wziąć na swoje barki także funkcję wydawcy.

I dopiero wtedy, gdy ta ciężka praca zostanie wykonana, a książka ujrzy światło dzienne, należy zająć się promocją, marketingiem i PR-em w tym najwęższym i najbardziej dosłownym znaczeniu. To jednak nie koniec – to dopiero początek 🙂