Przedsiębiorcy – szczególnie właściciele małych firm – coraz częściej skarżą się na brak rąk do pracy. A gdy już kogoś zatrudnią, narzekają, że nowi pracownicy lekceważąco podchodzą do swoich obowiązków, mają duże wymagania, ale niewiele potrafią zaoferować w zamian. Zupełnie inne są doświadczenia tych, którzy bez powodzenia szukają pracy…

Czytając relacje obydwu stron, szybko dojdziemy do wniosku, że coś tu jest nie tak. Ludzie dobrze wykształceni, często też znający języki obce, ambitni, zdeterminowani, gotowi do pełnego zaangażowania, miesiącami pozostają bez zatrudnienia.

W tym samym czasie pracodawcy skarżą się na zatrudnianych dyletantów. Wielu jest wśród nich studentów, ludzi bez doświadczenia, ale za to pewnych siebie, aroganckich, przedstawiających wysokie żądania.

Czy to oznacza, że ci zdeterminowani, którzy oczekują „jakiejkolwiek pracy”, po otrzymaniu zatrudnienia zamieniają się w leniwców? A może to pracodawcy mają wygórowane oczekiwania? Odpowiedź jest prawdopodobnie bardziej banalna – ci kandydaci, którzy z przejęciem ślęczą nad każdym CV, nigdy nie spotykają się z owymi przedsiębiorcami w roli pracodawców.

Kto więc jest winien?

Właściwie przedsiębiorcy, a konkretnie ich sposób, w jaki podchodzą do otrzymywanych aplikacji. Problem w tym, że te CV i listy motywacyjne, które zostały napisane w zgodzie ze wszystkimi zasadami sztuki rekrutacyjnej, najszybciej lądują w koszu.

Powód jest prozaiczny – pracodawca obawia się, że kandydat wykształcony, przygotowany, wkładający w przygotowanie aplikacji tyle energii, jakby to była praca magisterska, okaże się „za drogi”.

Co więc robi? Od razu sięga po CV, na podstawie którego zakłada, że „O! Ten kandydat na pewno będzie tańszy!”.

W rzeczywistości wcale nie musi być tak. Odpowiedzialny inżynier, który od długiego czasu szuka pracy, niekoniecznie zażyczy sobie większego wynagrodzenia niż przesadnie wierzący w siebie student. Ten pierwszy często gotów jest robić cokolwiek, za jakiekolwiek wynagrodzenie, bo do tego zmusza go sytuacja życiowa. On musi przeżyć, utrzymać rodzinę, a jeśli od długiego czasu nie może znaleźć pracy, zgodzi się na nią nawet za skromne pieniądze. Będzie przy tym starał się wykazać, że zasłużył na zatrudnienie, że jest dobrym, zaangażowanym pracownikiem.

Tymczasem ten drugi, teoretycznie „tani” student, często na garnuszku rodziców, może, ale nie musi pracować. Skoro więc już dostaje ofertę, oczekuje, by była dobra finansowo. Nie spieszy mu się, więc może stawiać wygórowane żądania. Gdy już pracę dostanie, nie zależy mu specjalnie, by utrzymać się na stanowisku. Jeśli nie ta praca, będzie inna. Nie ma potrzeby, aby się przykładać, wysilać, dawać z siebie więcej niż to absolutnie konieczne. Oczywiście nie zawsze tak jest – ale niestety tak bywa; niestety często.

Co więc można zrobić?

Skończyć z popularnym mitem, że CV powinno być dopasowane do stanowiska, tzn. że osób dobrze wykształconych nie należy zatrudniać np. na stanowisku sprzedawcy czy też w innej, stosunkowo niskopłatnej pracy.

Może spróbujmy wybierać naprawdę najlepszych? Może zamiast zapraszać na rozmowy kwalifikacyjne potencjalnie najtańszych kandydatów i potem na nich narzekać, zacznijmy wybierać tych naprawdę „rokujących” i dajmy im szansę przedstawić swoje oczekiwania finansowe?

Wielu przedsiębiorców zdziwi się odkrywając, że dobrze przygotowany kandydat często oczekuje takiego samego wynagrodzenia jak niedoświadczony student.

Paradoksalnie, jeśli przedsiębiorcy zaczną poszukiwać kandydatów z najwyższej półki, zmotywuje to także tych bez doświadczenia, by postarali się bardziej, bo konkurencję mają przecież poważną.

 

Spodobał Ci się ten wpis?
Postaw mi kawę na buycoffee.to