W książce „Marketing za przyzwoleniem. Jak zmienić obcych ludzi w znajomych, a znajomych w klientów”, Seth Godin przekonuje, że era marketingu przeszkadzającego dobiegła już końca.
Marketing przeszkadzający, to wszystkie te reklamy, które są nam serwowane, pomimo, że w ogóle nas nie interesują. To przypadkowe banery w internecie, reklamy telewizyjne, billboardy, spam w mailach. Godin przekonuje, że większość pieniędzy wydanych na reklamy tego typu to marnotrawstwo. Klienci traktują je jako zło konieczne, a negatywne nastawienie jeszcze osłabia przekaz. Nikt przecież nie lubi, gdy mu się przeszkadza, chyba że…
No właśnie, Godin początkowo przeciwstawia marketing przeszkadzający marketingowi za przyzwoleniem. Później jednak dochodzi do wniosku, że aby uzyskać przyzwolenie klienta, najpierw trzeba mu trochę poprzeszkadzać. Aby jednak zminimalizować negatywny odbiór przekazu marketingowego, należy postarać się, by dotarł do jak najprecyzyjniej dobranej grupy docelowej. Mówiąc obrazowo – nikt nie lubi, gdy przeszkadza mu się np. w trakcie obiadu. Ale inaczej odbierzesz sytuację, gdy obiad przerywa Ci reklama środka przeciw zaparciom, a inaczej, jeśli pokazany zostaje komputer, w dodatku model, nad którego zakupem się zastanawiasz.
Ale marketing za przyzwoleniem, to coś więcej niż prezentowanie stargetowanych reklam. Kluczowym hasłem jest tutaj zaufanie. Celem marketera powinno być sprawienie, by lekko przeszkadzająca reklama bądź inna zachęta, wywołała zainteresowanie na tyle silne, aby kontakt ten zmienił się w całkowicie dobrowolny po stronie klienta. Z takimi sytuacjami mamy do czynienia np. wtedy, gdy zapisujemy się do newslettera sklepu internetowego.
Z pewnością nikt nie zapisze się, by uzyskiwać informacje o produktach z dziedziny, która absolutnie go nie interesuje. Wstępne przyzwolenie, jeśli zostanie poparte dobrą ofertą i profesjonalną obsługą, może przemienić się w akceptację i zaufanie. A to z marketingowego punktu widzenia ogromny zysk. Dzięki temu może zrodzić się relacja handlowa, w której dana osoba stanie się klientem sprzedawcy dlatego, że mu ufa, a więc wierzy, że zostanie potraktowana profesjonalnie i uczciwie. A to wymusza zupełnie inne działania niż handel tradycyjny. Potrzebne jest inne nastawienie i inne stosowanie narzędzi marketingowych.
To, co pisze Godin jest wartościowe, a podziw wobec niego może wzrosnąć, kiedy czytelnik odkryje, że książka ta została po raz pierwszy wydana w 1999 roku. To ciekawe, bo okazuje się, że autor skutecznie przewidział, w jaki sposób marketing będzie się zmieniał w kolejnych latach!
Mechanizmy, które opisuje, doskonale pasują do tego, co 15 lat później robi Google, wyświetlając nam reklamy uzależnione od naszej aktywności w sieci, czy też Facebook, którego filozofia wydaje się niemal opierać na zasadach opisanych w tej książce.
Szkoda, że „Marketing za przyzwoleniem” trafił do polskiego czytelnika tak późno. Dziś jednak książkę tę zalicza się do marketingowego kanonu i komukolwiek, kto chce promować swoją bądź cudzą markę, nie wypada już nie znać opisanych w niej pojęć. Absolutne “must have”.
Ilustracja do artykułu jest screenem strony głównej autora: http://www.sethgodin.com/sg/. A na deser, infografika.