Okolice świąt, to czas, kiedy liczba akcji charytatywnych oraz jednostkowych próśb o wsparcie rośnie. Fala, która wzbiera przed Bożym Narodzeniem, trwa jednak dłużej, aż do czasu, kiedy rozliczone zostaną PIT-y, a więc rozdysponowany zostanie 1% z naszych podatków. Jak w tym wszystkim nie zwariować i mimo szlachetnych porywów serca, zachować trzeźwy umysł? Jak pomagać z głową?

Przyznam, że akcje charytatywne organizowane w naszym kraju wywołują we mnie mieszane uczucia. Nie zrozumcie mnie źle. Uważam, że ci, którym dzieje się lepiej, powinni pomagać tym, którym żyje się gorzej, a już w szczególności osobom ciężko chorym, mocno doświadczonym przez los, ofiarom wojny. Nie należy przechodzić obojętnie wobec cierpienia innych.

Wymuszanie współczucia, wyduszanie grosza

Problem tkwi w tym, że nasze czysto ludzkie odruchy są coraz częściej wykorzystywane przez przeróżne fundacje oraz osoby prywatne, poszukujące ratunku dla siebie lub swoich bliskich. Nie neguję ich dobrych intencji i słusznego celu, w jakim działają. Razi mnie natomiast używanie coraz bardziej wyrafinowanych chwytów, coraz bardziej mistrzowskich konstrukcji retorycznych, historii opowiadanych w taki sposób, by po pierwsze – wymusić u odbiorcy litość, a po drugie – doprowadzić do poczucia winy, gdyby ktoś jednak tym razem poskąpił pieniędzy i nie wsparł danego celu.

Coraz częściej dochodzi do tego, że walka o pieniądze darczyńców staje się istnym plebiscytem, w którym wygrywa ten, kto stworzy bardziej przerażającą opowieść, kto mocniej obnaży horror swojej codzienności, a więc kto mocniej chwyci za serce i w efekcie wydusi więcej grosza z portfela lub konta potencjalnej „ofiary”. Domyślam się, że fundacje namawiają rodziny swoich podopiecznych, by mówiły o swojej sytuacji więcej i mocniej, by nie bały się stąpać po cienkiej granicy swojej godności, bo wiadomo przecież, że im gorzej, tym lepiej.

Gra, którą z darczyńcą podejmuje fundacja nie mogłaby się jednak toczyć, gdyby ten drugi jej nie podjął. A potencjalny darczyńca, świadom tego, że nie pomoże przecież wszystkim potrzebującym, coraz częściej mówi „przekonajcie mnie”. A więc:

pokażcie, że ta sytuacja jest naprawdę zła, udowodnijcie, że jest gorsza od 1000 podobnych historii, to wtedy pomogę. Nie wiem, nie wiem, czegoś mi w tej historii brakuje, no dobrze, dam 10 zł, to w końcu tylko białaczka, ale o, tam jest siatkówczak, to dopiero coś – tam dam 50 zł.

Brzmi drastycznie? Niestety, tak to działa. Darczyńcy zaczynają przeglądać ogłoszenia fundacji niczym oferty handlowe i tak jak w przypadku ofert, wybierają te ogłoszenia, które robią na nich największe wrażenie. Podopieczni więc i same fundacje dwoją się i troją, by dostarczyć odbiorcom przekonującego materiału – za każdym razem jeszcze mocniejszego.

To błędne koło nie kręciłoby się, gdyby nie nasze „nieuporządkowanie”. Pomagamy spontanicznie, a przez to przypadkowo i byle jak. W efekcie nasze pieniądze trafiają do tych, którzy najmocniej lub najbardziej efektownie krzyczą, utrudniając tym samym dostrzeżenie innych – mniej głośnych i tych, którym poczucie godności nie pozwala na robienie spotów reklamowych wokół swojej intymności.

Znajdź swój własny sposób na pomaganie

Od dłuższego czasu zastanawiam się nad tym, co można zrobić, aby pomagać inaczej. Ja – jako człowiek, ale też ja, jako przedsiębiorca. Nie da się w końcu ukryć, że wiele próśb, błagań trafia do przedsiębiorców, którzy uchodzą za osoby, które finansowo radzą sobie lepiej od innych.

I tu znów, w masie maili z prośbami o różnoraką pomoc, łatwo skoncentrować się na tych najmocniejszych. Np. w pamięć zapadła mi wiadomość, która zaczynała się od słów „nie wyrzucaj mojej córki do kosza”, co – jak sądzę – miało sugerować, że kasując maila bez wcześniejszego wykonania przelewu na wskazane konto, dokonam niemalże morderstwa. Mimo to nie uległem. Nie dlatego, że nie chcę pomagać, ale dlatego, że nie chcę czuć się ofiarą podobnych manipulacji. Chciałbym, by moja pomoc była mniej spontaniczna, a bardziej przemyślana, najlepiej systemowa.

I do tego także chciałbym zachęcić Was. Przede wszystkim kieruję te słowa do przedsiębiorców, ale mam nadzieję, że podejście, by pomagać z głową, może stać się bliskie także tym, którzy pracują na etacie lub mają inne przychody.

Każdy, kto czuje, że powinien podzielić się z innymi jakąś cząstką tego, co udało mu się w życiu wypracować, zacząć może od przemyślenia, komu w ogóle chce pomagać. Nie łudź się, że pomożesz wszystkim – to niemożliwe. Bill Gates wybrał sobie za cel zapobieganie AIDS i walkę z chorobami nękającymi Trzeci Świat. Robert Wood Johnson Foundation – jedna z największych fundacji charytatywnych świata – dotuje szkolenia dla lekarzy i pielęgniarek oraz programy walczące z otyłością wśród dzieci. Li Ka Shing Foundation koncentruje się na zwiększaniu dostępu do wysokiej jakości edukacji, usług medycznych i badań naukowych.

Nikt, kto robi to w sposób przemyślany, nie pomaga wszystkim „jak popadnie”. Żadna pożyteczna organizacja nie odpowiada pozytywnie na wszystkie prośby o pomoc. Ty także wyznacz sobie jasne określone „terytorium pomocy” – ustal, czyim chciałbyś być patronem (tak, trochę jak święty – patron chorych na żółtaczkę, albo patron szczególnie uzdolnionych dzieci z biednych rodzin), jakie inicjatywy chciałbyś wspierać lub jakie problemy w szczególności „leżą Ci na sercu”. Skup się właśnie na nich.

Drugi krok, to określenie tego, w jaki sposób będziesz pomagać. To może być przekazanie 1% z podatku dla organizacji pożytku publicznego. Ale może to być też pomoc udzielana częściej i bardziej bezpośrednio.

Na marginesie. Darowizny można odliczać od podatku, a konkretniej – od dochodu, jeśli nie przekraczają kwoty 6% dochodu (przychodu pomniejszonego o koszty uzyskania przychodów) uzyskanego w danym roku podatkowym. Wyjątek – limitowi nie podlegają darowizny na cele charytatywno-opiekuńcze kościoła katolickiego (można odliczać bez ograniczeń).

W praktyce może się niestety okazać, że choć mamy dobre chęci i wyznaczyliśmy sobie szczytny cel, brakuje nam regularności. Najzwyczajniej w świecie nie pamiętamy o tym, by np. raz na trzy miesiące wykonać przelew albo bieżące wydatki tak bardzo nas przytłaczają, że nieustannie przekładamy planowaną darowiznę na później.

Dlatego najlepszym sposobem na pomaganie może być robienie tego w sposób regularny – tzn. nie co kilka miesięcy czy raz do roku, ale w każdym miesiącu. W takim regularnym udzielaniu wsparcia, pomóc może przystąpienie do programu dla przedsiębiorców lub indywidualna umowa z fundacją.

Programy charytatywne dla firm

Szczególnie warta uwagi jest pierwsza z wymienionych możliwości. Pozwala ona firmie rozpocząć działalność charytatywną w bardzo krótkim czasie i w bardzo prosty sposób. Wystarczy odnaleźć organizację, która prowadzi program dla firm i przystąpić do programu takiego jak Firmy z sercem (Unicef) lub Klub PAH SOS Biznes (Polska Akcja Humanitarna).

W tym pierwszym przypadku uczestnik programu może wpłacić w ciągu roku minimum 3000 zł, w maksymalnie czterech ratach (czyli co najmniej raz na kwartał 750 zł). Drugi program jest przyjazny również mikrofirmom – umożliwia wpłatę minimum 1200 zł rocznie w maksymalnie 12 ratach. To oznacza, że nawet, jeśli na działalność charytatywną możesz przeznaczyć 100 zł miesięcznie, masz szansę przyłączyć się do grona firm odpowiedzialnych społecznie.

Na marginesie. W zamian za udział w programie wybranej fundacji, możesz przez określony w umowie czas (zazwyczaj rok) posługiwać się logiem danego programu. Możesz oczywiście pozostać anonimowy, ale chwaląc się działalnością charytatywną, budujesz swój wizerunek jako przedsiębiorcy wrażliwego społecznie, jak również zachęcasz do podobnej pomocy innych.

Umowa z organizacją charytatywną

Drugi sposób na regularną pomoc to podpisanie umowy z organizacją. Na przykład możesz umówić się, że określony procent przychodów uzyskanych ze sprzedaży produktów lub usług będziesz przekazywał na konto wybranej fundacji. To oczywiście wymaga już większego zaangażowania, są jednak tacy, którzy chętnie podejmują się podobnych inicjatyw. Np. Michał Szafrański z bloga Jak Oszczędzać Pieniądze przeznacza na Pajacyka 4 zł z każdej sprzedanej książki „Finansowy Ninja” (więcej informacji).

Te dwa sposoby nie wyczerpują wszystkich możliwości pomocy. Za stroną PAH przytoczę jedynie skrótowo różne propozycje współpracy dla firm.

Należą do nich:

  • darowizna usługowa (zaoferowanie fundacji bezpłatnych usług),
  • darowizna rzeczowa (w postaci produktów),
  • program lojalnościowy (umożliwiający klientom wsparcie wybranej inicjatywy PAH),
  • zakup kartek świątecznych dla pracowników w sklepie fundacji.

A to tylko kilka przykładów (więcej znajdziesz tutaj).


Nie zamierzam w tym miejscu wyczerpywać tematu. Zdecydowałem się na ten wpis, aby – być może przy okazji świąt – skłonić Cię do zastanowienia się nad tym, czy w 2017 roku chciałbyś pomagać innym, a jeśli tak, to w jaki sposób. Chciałem zasugerować, że:

jeśli naprawdę chcesz pomagać, a nie jedynie zabijać poczucie winy wzbudzone przez dobrych copywriterów, warto poważnie przemyśleć sposób, w jaki chcesz to robić.

Wierzę, że taka przemyślana, a najlepiej także regularna pomoc, może zdziałać więcej niż najszczerszy – lecz tylko chwilowy – odruch serca. Pomagajmy więc, ale nie od święta, ale na co dzień.